Halo! To
ja!
Słuchałam dziś wiatru
w brzozach i topolach
w melodii ich i szepcie
słuchałam wiatru.
W liści miękkim śpiewie
w szmerze ledwie wyczuwalnym
kołysaniu się i kłanianiu wiatrom...
Słuchałam, słuchałam
i szukałam siebie w drzew szeleście
w wiatrów niepokoju,
a znalazłam Ciebie! |
Halo! To
ja!
Wyciągnij dłonie, proszę...
Obie.
Kładę w nie swoją twarz – czujesz?
I wpatrzony w Twoje oczy
przyjmuję pocałunki
Twoje – odnalezione, odnalezione,
przyjmuję! |
Wydumałam
cię sobie
wydumałam chyba...
I choć jesteś
impresją barw
i filigranem mych myśli,
gdy kreślę rysunek Twój
na mojej ścieżce marzeń
to jesteś jednak.
Na jawie.
Cały mój.
|
Wydumałem
cię sobie...
Chyba wydumałem,
delikatnością seledynu
ledwo budzących się brzóz
i marzeń
przesianą bielą drzew
ledwie rozkwitłych
o kwietniowym zmierzchu
– wydumałem Cię chyba sobie... |
Naj
– pierwszą,
naj
– świeższą
miłością, wietrze mój i żaglu,
cieniu mój
odbiciu jego zaledwie...
Najpełniej kocham Cię
Ja – Twoja potrzeba
naj
– pierwsza przecież, choć bolesna.
|
Moją
Naj –
pierwszą miłością co
wiatrem i żaglem owinięta,
tęsknotą poprzez czas – mi...
I raną i wargą pękniętą
i bólem
i blizną jesteś,
jesteś mi
moją potrzebą najpierwszą!
|
Wiatr
wiatr szalony!
Jakże topolowe liście gładzi,
jak je pieści...
To twoje ręce – ten wiatr?
Szalony, co potargał
dni moje
i aksamitem – dotykiem ręki twojej
w topolowe liście
pozamieniał dni moje?
|
Rozszalała
się jesień
ogromem, rozszalała
żółtością, radością, jak wiosna
– radością forsycji, żonkili...
A tu zima idzie,
zbiera się przecież na jesień.
A jednak radości aż tyle,
że żyję!
Żyję i czuję tę jesień,
bo serce me bije
wciąż bije miłością do Ciebie i wiosną!
|
Razem
Szczęście, szczęście, ulicami
idzie z nami, gdy
roześmiane nasze twarze
powielane,
odbijane
w setkach witryn,
w wielkich szybach
powielane
szczęście, szczęście,
że tak można,
że to może być na jawie,
gdy chwytamy się za ręce
choć na moment,
choć ukradkiem,
od niechcenia i przypadkiem (niby)
tak zupełnie zatraceni
...w szczęściu.
Gdy idziemy, gdy biegniemy,
gdy chodzimy ulicami
swego miasta
tak zupełnie, tak kompletnie
zatraceni w sobie.
|
Otwórz
ślipki – proszę!
Otwórz je – Kochana...
Patrz, patrz
to przecież – My!
Widzisz?– To My!
My – ciągle ci sami.
|
Halo! To ja!
Dzwonię, bo słonko wyszło
i znalazłam Twój głos w telefonie,
więc dzwonię.
I ptak przeleciał
i pies zaszczekał
i napisałam wiersz.
Więc dzwonię.
I całuję, całuję
ten telefon
i skronie Twoje
białe już prawie
z żyłką pulsującą,
jak tykanie zegara.
Dla mnie.
|
A to ja!
Znów chodzę w chmurach!
To nie bzdura.
Twych ulubionych skrzypków Viwaldiego
płaszczem owinięty
i wiolonczeli jego drgnieniem,
drgnień ostatnich taktów uniesiony
płynę, płynę
do Ciebie.
|
To ja!
Przytulę Cię,
jak z traw poduszeczkę.
Wycałuję,
byś każdym zmysłem poczuł
to
co ja czuję
i wykąpię Cię
w zapachu swoim,
w ogrodzie różanym zanurzę,
byś
purpurą mi zakwitł,
gdy wrócisz wreszcie
z dalekiej podróży.
|
A to ja!
Modlitwą Twojej twarzy
dzień otwieram,
przechodząc tylko ze snu
w jawę,
którą czekaniem na słowa Twoje
odliczam.
I gdy je usłyszę,
dzień zamykam
przechodząc w sen – znów
pełny Ciebie.
|
A Ty
dziś jesteś
wiatrem w moich żaglach
i szeregiem literek w moim wierszu
rozchyleniem mojej sukienki jesteś...
I radości głosem w telefonie – jesteś
Jesteś, jesteś...
|
A ja
aksamitem płatka róży
purpurowej
ciepło czuję
i błękitem miękkim
porannego nieba
głos Twój słyszę,
gdy
przekraczasz ciszę
wymawiając imię moje.
|
Bo Ty...
i pocałunek Twój
to dotknięcie kwiatem,
płatkiem jego zaledwie
z lekką rosą – jest.
To zdmuchnięcie świecy
jest
w nagłym pośpiechu.
I wiatrem we włosy – jest,
gdy całujesz szyję.
Huraganem.
Czerwoną burzą niepohamowaną
ust spragnioną,
jak wody.
Raną, gdy całujesz.
Ty, jak nikt.
|
Czy to ptak
zatrzepotał w krzewinie
skrzydełkami wiotkimi?
Czy trzmiel w dzbanku naparstnicy?
Nie.
To głos Twój w telefonie
zatrzepotał tęsknotą,
jak ptak spłoszony
i trzmiel głodny
i jak moje serce...
|
Każde
drzewo różowe – sakura,
każdy kwiat wiśni – sakura,
w tym kraju
Ci
moją twarzą się przyśni, zabłyśnie,
przez łzy...
Więc po co szukasz tam ścieżek?
Dla chleba...
Mój Ty Sakuro – zagubiony dziś,
Mój Kwiecie Wiśni!
Sakuro, Sakuro...
|
Pod
powiekami
mam Cię swymi
w czas ten najgorszy,
gdy Cię nie ma,
choć czuję myśli Twoje blisko.
Krążą i omotują mnie obłokiem,
więc
pod powiekami mam Cię swymi
w czas ten najgorszy, gdy Cię nie ma
bo tak naprawdę
jesteś stale
i nic i nigdy się nie zmieni.
Bo jesteś, bo jesteśmy
nicią tajemną uwiązani
i jak obłokiem omotani,
krążymy w myślach swoich – blisko.
|
Halo! To ja!
Dzwonię bo pada
deszcz, wielkimi kroplami
pada, uderza,
gra.
Jak tętent koni
i pewnie się boisz
że...
Więc dzwonię.
Jestem. Żyję. I...
|
A to ja!
Nie umiem dzwonić,
że pada,
że mi źle,
że... Ech!
Nie wypada może
lecz:
że jadę,
że...
będę cały twój!
Słyszysz?
I będę cały twój!
Ja – cały twój
– dzwonię!
|
Listopad
Smutek po jesiennym polu chodzi
i żal
po wiklinie.
Ostatni promień
na zapóźniony kwiat
i
wiatr po łące,
po trzcinie
chodzi jesienią
i ja. Bez Ciebie jeszcze...
|
Nie możesz
dziś do mnie dojechać,
ni ja do Ciebie,
bo mróz i zawieje,
jak przeciwności nasze,
jak to, co się dzieje mimo nas.
Więc
„pod powiekami mam Cię swymi...”
i „cieniem mnie otulasz swoim”
i grzejesz serce moje,
grzejesz
głosem w telefonie
i obecnością Twoją przy mnie.
Świadomością samą – tego.
|
Jakże lubię
kąpać się w Twoim zapachu!
Jak kotka
po rozgrzanym dachu
tarzać się w nim
lubię
rozkosznie zerkając na Ciebie
gdy
wpatrzony we mnie siedzisz.
|
Para gue
mar! (do spalenia)
To w tym języku
Ci bliskim i mnie
Cię dziś wypieszczę
i spalę
te subtelności nasze...
Para gue mar!
Bo to XXI wiek.
|
Słowo (tłumaczone
z japońskiego)
Zielony sznureczek oddałeś mi
i dwa supełki,
jak słowa dwa, dwa punkty dla prostej.
Tak proste, jak słowo
japońskie – jedno
a po polsku dwa:
„dawać i brać”
po japońsku, znaczy– miłość.
|
Zawinę cię
w siebie
jak cukierek najsłodszy
zawinę...
Ramionami, udami
okręcę, omotam
...aż się zatracę,
aż zginę
odlotem
w ciebie.
|
Zawinę się
w ciebie
jak w wiatr
zapachem, gorącem
zawinę, okręcę,
jak żaglem...
Odlotem twoim
zatracę,
aż zginę.
W tobie.
|
Jesteśmy
sobie
całą radością. Wzajemnie.
Całą radością. Jedyną.
Dnia powszedniego i świąteczną,
acz na co dzień. My.
Tak po prostu – sobie.
My – sobie tylko, wzajemnie.
I nikt nie odbierze nam tego,
tej radości codziennej, niewymiernej
i tylko nam danej.
Raz, na życie całe,
za życie całe.
|